Ryk gwałconych kobiet idzie przez pokolenia. Mało kto się nim przejmuje |
||
|
||
|
||
Umundurowane Niemki pojmane przez amerykańskich żołnierzy czekają na transport do obozu jenieckiego (Fot. Horace Abrahams / Getty Images)
|
||
Kobiety bierze się publicznie. Z zasady się nie bronią. Cichną pod naporem. Przemarsz armii sprzymierzonej bywa klęską równą wejściu wroga. | ||
|
||
– O Boże, Boże! – wołają żołnierki z
niemieckiego batalionu kobiecego. Drżą na całym ciele. Po nieudanym
kontrataku gdzieś nad Odrą, między Kostrzynem a Mieszkowicami, dostały
się do sowieckiej niewoli. Koteczki – zapisuje w dzienniku 21
lutego 1945 r. Władymir Gelfand – walczyły na lewej flance jego
oddziału. Chciały pomścić zabitych na wojnie mężów, lecz ich
batalion został rozbity w puch. Radziecki podporucznik, rocznik 1923,
nie wie, co ostatecznie zrobiono z kobietami. Odnotowuje tylko
zaskoczenie żołnierzy tym niechcianym darem. Ciąć szmaty piłami,
zaczynając od narządów rodnych – proponują. Sam,
dodaje, zlikwidowałby je w jakiś mniej wyszukany sposób. |
||
![]() |
||
Lejtnant Władymir Gelfand (siedzi), żołnierz Armii Czerwonej, autor pamiętnika pisanego na bieżąco w latach 1941-46 Fot. Domena publiczna | ||
|
||
Barlinecka selekcja Miesiąc później, we wtorek 20 marca, w Moryniu starszy sierżant Andriejew opowiada Władymirowi szczegóły związane z pojmaniem innego batalionu kobiecego. Znają się od dawna. Stoją kwaterą w jednym z piękniejszych miasteczek dawnej Nowej Marchii brandenburskiej. Rybacka osada przeszła w ręce Armii Czerwonej bez strzału. Niemieccy mieszkańcy uciekli. Powitało ją kilkudziesięciu robotników przymusowych. Żadnych zniszczeń. Nieopodal jezioro. Pogoda dopełnia idylli – zmienna jak w marcu, niemniej słońce z dnia na dzień grzeje mocniej. Chwilami temperatury prawie letnie. Podczas walk o niedaleki Barlinek, wtedy Berlinchen, oddział piechoty, w którym służył Andriejew, zostaje zaatakowany przez batalion kobiet. Uzbrojone w karabiny nacierają tyralierą w trzech szeregach. Rząd czwarty tworzą wspierający je mężczyźni. Dobrze okopanym żołnierzom radzieckim serca o mało nie wyskoczą z piersi. Dowództwo nie wydaje rozkazu strzelania. Dopiero gdy rozzuchwalone sowieckim milczeniem Niemki zbliżą się do okopów, z flank odzywają się karabiny maszynowe. Gęsto padają zabici. Szczególnie, można się domyślać, w ostatnim szeregu. Kobiety rzucają broń i uciekają w panice jedną z ulic miasta. Tam wpadają w ręce radzieckich żołnierzy, którzy podejmują je z mieszaniną nienawiści, radości i poczucia triumfu. Nieszczęśliwe wojowniczki trą oczy i zawodzą: – O Boże, Boże, Boże! Ich lament Władymir zapisuje fonetycznie i, jak zaznacza niemiecka wydawczyni źródła Elke Scherstjanoi, wielokrotnie poprawia. Chce oddać dobrze to, co najwyraźniej często słyszy: (Oj, Gote, Gote, Gote). Rosyjski zapis brzmi autentycznie. Prowadzi, jak się zdaje, do dialektu dolno- i środkowoniemieckiego, gdzie „Gott” bywa wymawiany jak „Gote” właśnie. Okazuje się, kontynuuje Andriejew, że w batalionie służą mężatki i panny. Żołnierze dokonują selekcji. Najpierw przesłuchują dwie 19-letnie rosyjskie ochotniczki i bez dyskusji je rozstrzeliwują. Następnie wydzielają kobiety zamężne i mające krewnych w tej samej jednostce. Tekst nie jest w tym miejscu jasny. Chyba i one giną. Na własne życzenie – sugeruje podporucznik Gelfand za swoim informatorem. Meldują się jako żony oficerów, których obie strony traktują z tą samą bezwzględnością. Naprawdę interesują radzieckich strzelców jedynie panny. Najmłodsze mają po 17 lat. „Łup” zostaje rozdzielony pomiędzy łóżka, gdzie żołnierze poddają dziewczęta rozlicznym eksperymentom. Lepiej spuścić zasłonę na szczegóły – wycofuje się Gelfand. Przerażone Niemki nie opierają się młodym żołnierzom. Odwrotnie, błagają, by z nimi spali, chroniąc przed pohańbieniem przez starszyznę. Do szczęściarzy zalicza się również sierżant Andriejew. Udaje mu się wybrać najmłodszą żołnierkę. W jej uroczych oczach dostrzega blask szmaragdowych łez skruchy. Zaprowadzona na kwaterę odmawia zaspokojenia jego niecierpiącej zwłoki sprawy. Kręci przecząco głową i szepce, że jest dziewicą. Wyznanie to tym bardziej rozpala naszego bohatera – zapisuje z nutką ciepłej ironii Władymir. Dziewczę wciąż się opiera – dopóki Andriejew nie wyciągnie pistoletu. Wtedy cichnie i drżąc, opuszcza rajtuzy. Zniecierpliwiony Rosjanin zmierza prosto do celu. Nie dowierza oświadczeniu o cnocie. Umiesz się ruchać? – pyta bez ceregieli. Zapada cisza. Żołnierz ponownie wskazuje na broń. Niemka, widząc jego stanowczość, przytakuje parokrotnie: Zrobię dobrze. Sierżant ostrzega ponownie: Tylko dobrze, a nie źle – przy czym słowa „dobrze” i „źle” wypowiada po niemiecku. Dziewczyna „sama” przyciąga do siebie Andriejewa, który z radością rejestruje pęknięcie błony dziewiczej. Nastolatka wydaje okrzyk bólu, potem żałosny jęk, wreszcie zmusza się do uśmiechu. Sierżant obdarowuje ją sukienką i z satysfakcją obserwuje, jak oszołomiona, lecz wesoła wychodzi ubrana po cywilnemu do towarzyszek niedoli. |
||
|
||
![]() |
||
Żołnierze niemieccy oraz kobiety wzięci do niewoli przez żołnierzy amerykańskich w marcu 1945 r. Fot. Robert Capa / Getty Images | ||
|
||
Przejście frontu Oknem wystawowym piekieł, zainscenizowanym dla pognębienia i poniżenia człowieczeństwa, nazwał obrazowo przejście frontu Stanisław Vincenz. Pokaz, który pisarz oglądał na Węgrzech, w kraju sojuszniczym Trzeciej Rzeszy, rządzi się własnymi prawami i ma, rzec można, interaktywny charakter. Wykorzystując głęboką wiedzę na temat naszych atawistycznych skłonności, diabelscy projektanci szkicują ogólne ramy wystawy. Potem przyglądają się ludzkiej pomysłowości. Wtapiają się w tłum, podszeptują, ale nie podpowiadają konkretów. Sprawdzają, czym ich zaskoczymy. Podkład muzyczny dramatycznej scenerii stanowi krzyk seryjnie gwałconych kobiet. Niemka z wyzwalanej przez Francuzów Tybingi nie może go zapomnieć po dziesięcioleciach. Ryk kobiet rozrywa ściany domów – odnotowuje Libussa von Krockow pod Słupskiem, gdy docierają pierwsze sowieckie zagony. Mało kto się nim przejmuje. Jest wojna, są żołnierze i baby – konstatuje czeski robotnik przymusowy obserwujący nad Renem gwałty wojsk amerykańskich. Na linii frontu, stwierdza Wilhelm Reich, kobieta spada do roli klozetu. Amerykański psychiatra wie, co mówi. Urodził się u schyłku XIX w. pod Lwowem. Od 1914 r., początku pierwszej wojny światowej, maszerują tędy kolejne armie. Galicyjskie kobiety ledwo powłóczą nogami – zapisuje w dziennikach Izaak Babel podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Szczególnie dotyczy to Żydówek, gdyż w świecie narodów nikt nie bierze ich w obronę. Wojsko polskie jest o tyle lepsze od bolszewików, że nie równa wszystkiego z ziemią. Armia rewolucyjna przypomina rosyjskiemu pisarzowi niszczycielską lawę. Lecz przecież żołnierze perscy w pierwszym szerzej opisanym konflikcie europejskim zachowują się podobnie. Palą miasta. Zbiorowe gwałty są na porządku dziennym. Niejedna Greczynka przypłaciła je śmiercią – notuje współczesny wydarzeniom Herodot. Władymira Gelfanda opisy spotkań żołnierzy sowieckich z niemieckimi batalionami kobiecymi mrożą krew w żyłach. Mimo to są bliskie realiów swojego czasu i miejsca. W lutym 1945 r. Armia Czerwona błyskawicznym uderzeniem znad Wisły staje nad Odrą. Niemcy rzucają do boju ostatnie rezerwy. Przede wszystkim mniej czy bardziej siłą wcielanych do wojska „ochotników”, rekrutowanych spośród narodów sprzymierzonych i głodzonych jeńców radzieckich. Dziewczyny i młode bezdzietne kobiety służą w jednostkach pomocniczych Wehrmachtu od początku wojny. To jedna z nielicznych możliwości uniknięcia pracy w fabryce amunicji. Zarazem szansa na spełnienie marzeń o pięknym mundurze czy poznaniu smaku przygody. Nikt nie wybiera czasów, na które przypadnie jego młodość. Jęk kobiet towarzyszy zajmowaniu Niemiec i krajów sojuszniczych. Jeśli na wschodzie jest głośniejszy, to dlatego, że wojna ma tu od początku zupełnie inny przebieg niż na zachodzie, a masy żołnierzy są liczniejsze. Kobiety bierze się publicznie. Z zasady się nie bronią. Cichną pod naporem, jak Greffowa w „Blaszanym bębenku”. Bliscy chowają się za nimi. Odwet kosztuje zbyt wiele i dotyka nawet osoby postronne. Przynajmniej od czasów Cycerona wiadomo, że przemarsz armii sprzymierzonej bywa klęską równą wejściu wroga. Jeśli jednak porównywanie ma sens, to nie jest nim zestawienie pobieżnych podobieństw, lecz wydobywanie różnic. Wymęczeni wojną Polacy nie szczędzą sowieckim żołnierzom ciepłego słowa. Wyrażają się prawie z miłością o Rosji – stwierdza Gelfand. Dziewczęta z podziwem pozdrawiają wyzwolicieli – dodaje gdzieś między Żninem a Janowcem. Relacje, także z Kresów, potwierdzają, że Armię Czerwoną wita się na ziemiach polskich z radością większą, niż gotowi jesteśmy dzisiaj przyznać. Każdy objaw wdzięczności rozbraja żołnierza – zauważa Vincenz na Węgrzech. Gelfand nie kryje wstydu z powodu zachowania swoich żołnierzy w Polsce. Przekroczywszy granicę Niemiec, nie potrafi wykrzesać współczucia: Niemcy stoją w ogniu, a człowiek się jakoś raduje, przyglądając się tej złej grze. Śmierć za śmierć, krew za krew. Nie szkoda mi (...) tych zwierząt. Żołnierze radzieccy są wreszcie na terenie wroga. W kraju niczyim – stwierdza Władymir. Przez pierwsze dni obowiązuje zasada bezkarności. Wokół wszystko płonie. Jak nie wskutek ostrzału sowieckich katiusz, to w wyniku nalotów anglosaskiego lotnictwa, które zmienia w ruinę jedno miasto za drugim. Na koniec Świnoujście. Do Berlina pozostało sto kilometrów. Oficerom trudno karać młodych żołnierzy. Przeszli kawał drogi. Z domów wyrwano ich lata temu. Na wojnie zdziczeli i zapomnieli, że istnieje inne życie. Im bliżej jej zakończenia, tym bardziej boją się śmierci. Bohaterstwo miesza się z okrucieństwem w sposób niemożliwy do rozdzielenia. |
||
|
||
![]() |
||
Żołnierze sowieccy zaczepiają Niemkę na ulicy w Lipsku latem 1945 r. Fot. Domena publiczna | ||
Zły – kto źle nie czyni Przed wejściem we frontową strefę śmierci, pisał Anton Myrer, żołnierzy ogarnia delirium pożądania, które prawie odbiera przytomność. Amerykański pisarz uczestniczył w wojnie na Pacyfiku. Jego powieści służą jako podręczniki w szkołach dowodzenia. Liczy się przede wszystkim fizjologia i biologia gatunkowa. Jelita wyrzucają wszystko, co mogłoby przeszkadzać w ucieczce. Instynkt podpowiada: zanim zginiesz, rozsiej nasienie. Zdolności decyzyjne żołnierzy ogranicza niewyspanie. Niemniej reakcje żołnierzy, jak pokazuje na przykładzie Austrii węgierska badaczka Andrea Peto, nie są automatyczne. Gdzie przejęcie osady wiąże się z ciężkimi walkami, tam „odwetowe” gwałty dotykają nawet 40 proc. populacji kobiecej. Gdzie nie stawia się oporu, wskaźnik ten spada poniżej 6 proc. Na terenach rzadko zasiedlonych – jeszcze niżej. W wielkim wojsku, wiedział już Eurypides, swawola żołnierzy gorsza od ognia. Zły – kto źle nie czyni – mówi ustami Hekabe patrzącej na zagładę Troi i męki Trojanek. Faktycznie jest gorzej. Żołnierze przestają odróżniać zło od dobra. Najgorzej, gdy emocje i zmęczenie zmieszają się z alkoholem. Używek na wojnie nigdy nie brakuje. Już psalmy wspominają przebudzenie wojownika rozgrzanego winem. Myrer opowiada o pijanych amfibiach atakujących Japończyków. Gelfand wyznaje, że boi się pijackiej zgrai. Żołnierze nieprzerwanie piją, a wtedy palą, rabują, gwałcą. Na koniec umierają z przepicia i w wypadkach. Alkohol i gwałty to problem nawet w strefach oddalonych od frontu. Kamil Janicki w „Pijanej wojnie” przytacza skargi Brytyjek na zezwierzęcenie polskich lotników. Nie sposób przejść bezpiecznie obok ich baz. Gdy któraś z kobiet zabija agresora łyżką do butów, dowódcy się żalą. Rzecz jasna, inna jest tu skala problemu, lecz mechanizm ten sam. Każdy wylot jest dla lotnika wejściem w strefę śmierci. Lotnik jest więcej wart niż kobieta i czuje się w zasadzie bezkarny. Susan Brownmiller, autorka klasycznej rozprawy o gwałcie w kulturze, przekonuje, że podczas konfliktów ciało kobiece staje się ceremonialnym polem walki i miejscem parady zwycięstwa. Zapewne ma rację, choć mocniej podkreśliłbym, zwłaszcza w wypadku długich wojen, uwarunkowania natury biologicznej. I nie zapominałbym o diamentach. Znajdziemy je w każdej armii, szczególnie wśród żołnierzy doświadczonych. Za pomocą różnych forteli próbują ograniczyć zasięg dewastacji. Nie są w stanie zdziałać wiele, ale dokonują cudów. Diabłom na pohybel przenoszą cywilizację ludzką przez barbarzyńskie czasy. Bez nich dawno byśmy wyginęli. Autentyczne historie nieprawdziwe Relacja Władymira Gelfanda kipi autentyzmem w szczegółach. Od opisu „dobrowolnego” gwałtu w czasach, gdy, jak pisze Etgar Keret, dobrowolności było mniej niż gwałtów, aż po obdarowanie dziewczyny sukienką. Żołnierze rabują babską bieliznę – dziwi się Izaak Babel. To stary proceder. Kradną ją dla zaspokojenia ukrytych pragnień, jako fetysze, i na podarki. Dzięki nim nie muszą potem nazywać gwałtu po imieniu. W złych czasach tabuizuje się przemoc i związane z nią słownictwo, stwarza iluzję dobrowolności. Dotyczy to wszystkich stron. Mimo pozorów autentyzmu relacja Gelfanda nie odpowiada faktom. Pod Kostrzynem i Barlinkiem, ani chyba nigdzie indziej, nie doszło do ataku niemieckich batalionów kobiecych na pozycje sowieckie. Jednostek takich nie było w wojsku niemieckim. Relacja jest wyrazem odwiecznych żołnierskich pragnień. Gdy nad Morze Czarne przybyły amazonki, przekonywał Herodot dwa i pół tysiąca lat temu, Scytowie ani myśleli wojować z kobietami. Uradzili, że wyznaczą spośród siebie dziarskich młodzieńców, którzy przekonają je do życia z mężczyznami. Kronikarz nie wątpił, że plan się powiódł. Wydarzenia apokryficzne dotyczące kobiet rzadko zostają zapisane. Żołnierze nie chwalą się nimi, podobnie jak nastolatki nie chełpią się, poza swoim kręgiem rówieśniczym, fantazjami erotycznymi. Historycy lekceważyli tego typu relacje, traktując je jako fałsz w sensie faktografii „twardej”. Interesowali się nimi co najwyżej pisarze, od pewnego czasu także psychologowie. Cervantes, sam żołnierz, przytacza marzenia mężczyzn o pannach kąpiących ich nago. Ernest Hemingway, który zjechał niejedną wojnę, przywołuje historię żołnierza piechoty morskiej, który wrócił z Niemiec rok po zakończeniu wojny. W Ameryce nikt już nie chciał słuchać o jej okropnościach, powtarzał więc zasłyszaną od kolegów opowieść o odbiciu w Lesie Argońskim Niemek przykutych łańcuchami do karabinów maszynowych. Żołnierze nie idą na wojnę z radością. Gdy w koszarach przeniknie ich świadomość, że wojna blisko, zaczyna im brakować kobiet. Najpierw marzą o ostatniej przepustce. Zgarnę kilka dziwek – fantazjuje rekrut z powieści Myrera – przyskrzynię w pokoiku nie większym niż budka telefoniczna i powiem: nie mam za dużo czasu. Zdejmować majtki, nóżki do góry i po kolei. Następnie roją o łatwych kobietach wroga, które zawsze były cenionym łupem wojennym. Chłopcy wysyłani na wojny przeciw krajom ogarniętym rewolucją drżą na myśl o doświadczonych seksualnie proletariuszkach. Wyzwolenie, jeśli nie dotyczy własnego domu, pociąga. Żołnierzom włoskim wyruszającym do Afryki śnią się etiopskie piękności. Kolor skóry pobudza wyobraźnię. Amerykański żołnierz z opowiadania Toni Morrison przyłapuje koreańską dziewczynkę na wykradaniu pomarańczy ze śmietnika. Przestraszona, ale uśmiechnięta, proponuje mu „jum-jum”. Oferta „zrobienia laski” najwyraźniej wcześniej skutkowała. Dzieci najszybciej uczą się na wojnie. Tym razem żołnierz, zawstydzony przelotnym podnieceniem, zabija dziewczynkę. Zwyczaje wojenne, a tym bardziej ludzką mentalność, trudno zmienić. Nadzieje wiązano z rekrutacją kobiet. W Armii Czerwonej są one wszędzie. Reportaże Swietłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” nie mogły powstać gdzie indziej. Jednak ich tytuł myli. Prawda, że kobiety mają inną pamięć o wojnie, wielobarwną i dotykającą szczegółów, lecz zachowują się na wojnie podobnie jak mężczyźni. Pałają chęcią zemsty. Zabijają. Cieszą się nawet z gwałtów na kobietach wroga. Wiele relacji, nie tylko męskich, sugeruje, że są bardziej skore do rabunku i brutalniejsze, aczkolwiek wyznania takie mogą być wynikiem zderzenia kulturowych wyobrażeń o łagodnych kobietach z atawistyczną wojenną rzeczywistością. O męskich batalionach wroga żołnierki raczej nie marzą. Z trudem bronią się przed nadmiarem chętnych mężczyzn we własnych szeregach. Nie mogą wyjść z namiotu nawet za potrzebą. W irackim więzieniu Abu Ghraib podtekst tortur bywa jednak erotyczny. Amerykańskie żołnierki bawią się związanymi muzułmańskimi mężczyznami. Poniżają ich, zadają im ból, sznurują drutem genitalia. Kobiety na wojnie marzą przede wszystkim o miłości. Mimo że w tym punkcie poddają swoje wypowiedzi szczególnej autocenzurze, nie ma powodu im nie wierzyć. Nie różnią się od mężczyzn, którzy swobodniej mówią na te tematy. Wciąż marzę (...) o miłości, niechby już nawet do Niemki, jeśli będzie dostatecznie mądra, ładna, czysta, i jeśli będzie – przede wszystkim – wiernie kochała – rozmarza się Władymir Gelfand w Berlinie miesiąc po wojnie. Własnych kobiet się brzydzi. Traktuje je wszystkie jako „cichodajki”. Nie inaczej niż wcześniej Babel, który mawia o nich: „towarzyszki kurwy”. Żołnierze są wybiórczy. Gwałty wojenne im nie szkodzą, nawet w oczach kobiet. Wypinają pierś po medale, uwodząc łakome dziewczęta, gdy tymczasem żołnierki ukrywają swój udział w wojnie. W czasie powojennego niedoboru mężczyzn na pewno trudniej im realizować wojenne marzenia na czas pokoju. Prof. dr hab. Jan M. Piskorski – historyk, wykładowca akademicki, pracuje na Uniwersytecie Szczecińskim. Wykład wygłoszony w Bibliotece Miejskiej w Chojnie na zebraniu stowarzyszenia Terra Incognita |
© Wyborcza.pl
Das
Echo vergewaltigter Frauen hallt durch die Generationen – doch
kaum jemand hört hin, geschweige denn, dass sich jemand darum
kümmert.
|
||
|
||
|
||
Von
amerikanischen Soldaten gefangene uniformierte deutsche Frauen warten
auf den Transport in ein Kriegsgefangenenlager (Foto: Horace Abrahams /
Getty Images)
|
||
Frauen werden öffentlich zur Zielscheibe – meist ohne Möglichkeit, sich zu wehren. Unter dem Druck verstummen sie. Der Vormarsch einer alliierten Armee kann sich für sie als ebenso verheerend erweisen wie der Einmarsch eines Feindes. | ||
|
||
„Oh Gott, Gott!“ – rufen die Soldaten des deutschen Frauenbataillons. Sie zittern am ganzen Körper. Nach einem gescheiterten Gegenangriff irgendwo an der Oder zwischen Kostrzyn und Mieszkowice geraten sie in sowjetische Gefangenschaft. „Kätzchen“, notiert Wladimir Gelfand am 21. Februar 1945 in seinem Tagebuch – sie kämpften auf der linken Flanke seiner Einheit. Sie wollten den Tod ihrer im Krieg gefallenen Männer rächen, doch ihr Bataillon wurde zerschlagen. Ein sowjetischer Leutnant, Jahrgang 1923, weiß nicht, was mit den gefangenen Frauen am Ende geschah. Er hält lediglich die Überraschung der Soldaten über dieses unerwünschte Geschenk fest. Man schlägt vor, sie in Stücke zu sägen – beginnend mit den Geschlechtsorganen. Gelfand kommentiert lakonisch: Er selbst hätte sie auf weniger raffinierte Weise liquidiert. |
||
![]() |
||
Leutnant Wladimir Gelfand (sitzend), Soldat der Roten Armee und Verfasser eines Tagebuchs, das er regelmäßig in den Jahren 1941 bis 1946 führte. | ||
|
||
Barlinek Auswahl Einen Monat später, am Dienstag, dem 20. März, in Moryń, erzählt Major Sergeant Andrejew Wladimir die Einzelheiten der Gefangennahme eines weiteren Frauenbataillons. Sie kennen sich bereits lange. Sie sind in einer der schönsten Städte des ehemaligen Neumark in Brandenburg untergebracht. Die Fischersiedlung fiel kampflos in die Hände der Roten Armee. Die deutschen Bewohner waren geflohen. Dutzende Zwangsarbeiter begrüßten die Ankunft. Kein Schaden, nahe am See gelegen. Das Wetter vollendet die Idylle – wechselhaft wie im März, aber die Sonne wird täglich wärmer. Manchmal herrscht beinahe sommerliche Temperatur. Während der Kämpfe um das nahegelegene Barlinek wird Berlinchen, die Infanterieeinheit, in der Andrejew dient, von einem Frauenbataillon angegriffen. Mit Gewehren bewaffnet, greifen sie in drei Reihen an. Die vierte Reihe besteht aus Männern, die sie unterstützen. Die gut befestigten sowjetischen Soldaten sind überrascht. Der Feuerbefehl bleibt aus. Erst als sich die deutschen Frauen, ermutigt durch die Stille, den Gräben nähern, beginnt das Flankenfeuer der Maschinengewehre. Die Toten fallen zahlreich. Besonders in der letzten Reihe. Die Frauen werfen ihre Waffen weg und fliehen panisch durch eine der Straßen der Stadt. Dort geraten sie in die Hände sowjetischer Soldaten, die sie mit einer Mischung aus Hass, Freude und Triumph empfangen. Die unglücklichen Kämpferinnen reiben sich die Augen und jammern: „Oh Gott, Gott, Gott!“ Wladimir zeichnet ihre Klagen phonetisch auf und überarbeitet sie mehrfach, wie die Herausgeberin Elke Scherstjanoi hervorhebt. Er möchte authentisch wiedergeben, was er offenbar oft hört: „Oh, Gote, Gote, Gote.“ Diese Schreibweise scheint mit dem nieder- und mitteldeutschen Dialekt zu korrespondieren, in dem „Gott“ gelegentlich als „Gote“ ausgesprochen wird. Andrejew berichtet, dass sowohl verheiratete als auch ledige Frauen im Bataillon dienen. Die Soldaten treffen eine Auswahl. Zuerst werden zwei 19-jährige russische Freiwillige verhört und ohne weitere Diskussion erschossen. Anschließend werden die verheirateten Frauen mit Verwandten in derselben Einheit separiert. Der Text wird an dieser Stelle unklar. Gelfand vermutet, sie sterben ebenfalls, möglicherweise auf eigenen Wunsch. Sie geben sich als Ehefrauen von Offizieren aus, die auf beiden Seiten ohne Rücksicht behandelt werden. Das Interesse der sowjetischen Schützen gilt jedoch vor allem den Jungfrauen. Die jüngsten sind 17 Jahre alt. Die "Beute" wird auf die Schlafstätten verteilt, wo die Soldaten die Mädchen verschiedenen "Experimenten" unterziehen. Über die Details legt Gelfand lieber den Mantel des Schweigens. Die verängstigten deutschen Frauen leisten keinen Widerstand. Im Gegenteil, sie bitten sogar darum, mit den jüngeren Soldaten schlafen zu dürfen, um so der Schande durch die Älteren zu entgehen. Auch Sergeant Andrejew zählt zu den "Glücklichen". Es gelingt ihm, die jüngste Soldatin auszuwählen. In ihren schönen Augen glaubt er das Leuchten smaragdgrüner Reuetränen zu erkennen. Sie wird in sein Quartier gebracht und weigert sich zunächst, seinen Wünschen nachzukommen. Sie schüttelt den Kopf und flüstert, sie sei eine Jungfrau. Dieses Geständnis entfacht Andrejews Begierde nur noch mehr, schreibt Wladimir mit einem Anflug sarkastischer Ironie. Das Mädchen wehrt sich weiter, bis Andrejew seine Waffe zieht. Dann gibt sie nach und senkt zitternd ihre Strumpfhose. Der ungeduldige Sergeant geht ohne Umschweife zur Tat. Er glaubt ihr Geständnis nicht. „Kannst du ficken?“ fragt er direkt. Sie schweigt. Der Soldat deutet erneut auf die Waffe. Angesichts seiner Entschlossenheit nickt sie schließlich mehrmals: „Ich werde es gut machen.“ Der Sergeant warnt erneut: „Nur gut, nicht schlecht.“ Die Worte „Gut“ und „Schlecht“ werden auf Deutsch gesprochen. Das Mädchen, nun allein mit Andrejew, erleidet den Verlust ihrer Unschuld. Sie stöhnt vor Schmerz, dann erbärmlich, und zwingt sich schließlich zu einem Lächeln. Der Sergeant gibt ihr ein Kleid und beobachtet zufrieden, wie sie verwirrt, aber scheinbar fröhlich in Zivilkleidung zu ihren Leidensgenossinnen zurückkehrt |
||
|
||
![]() |
||
Deutsche Soldaten und Frauen, die im März 1945 von amerikanischen Soldaten gefangen genommen wurden. Foto: Robert Capa / Getty Images |
||
|
||
Durchgang der Front Das Ausstellungsfenster der Hölle, das zur Unterdrückung und Demütigung der Menschheit inszeniert wurde, wurde von Stanisław Vincenz im übertragenen Sinne benannt. Die Szene, die der Autor in Ungarn, einem Verbündeten des Dritten Reichs, beobachtete, folgt ihren eigenen Regeln und ist, man könnte sagen, interaktiv. Mit profundem Wissen über unsere atavistischen Tendenzen entwerfen teuflische Gestalter den Rahmen der Ausstellung. Dann beobachten sie die menschliche Einfallskraft. Sie mischen sich unter die Menge, flüstern – aber geben keine Details vor. Sie prüfen, was sie überraschen wird. Der musikalische Hintergrund dieser dramatischen Landschaft ist das Schreien von Frauen, die systematisch vergewaltigt wurden. Eine von den Franzosen befreite deutsche Frau aus Tübingen kann diesen Schrei selbst nach Jahrzehnten nicht vergessen. Das Gebrüll der Frauen zerreißt die Wände der Häuser, bemerkt Libussa von Krockow bei Słupsk, als die ersten sowjetischen Truppen eintreffen. Kaum jemand kümmert sich darum. Es ist Krieg, es gibt Soldaten und es gibt Frauen, sagt ein tschechischer Zwangsarbeiter, der die Vergewaltigungen durch amerikanische Truppen am Rhein beobachtet. An vorderster Front, so Wilhelm Reich, fällt der Frau die Rolle der Toilette zu. Der amerikanische Psychiater weiß, wovon er spricht – geboren Ende des 19. Jahrhunderts nahe Lemberg. Ab 1914, dem Beginn des Ersten Weltkriegs, marschieren Armeen auf diese Weise. Galizische Frauen können sich kaum auf den Beinen halten, schreibt Isaak Babel in seinen Tagebüchern während des polnisch-bolschewistischen Kriegs von 1920. Besonders betroffen: jüdische Frauen, denn im „Konzert der Nationen“ verteidigt sie niemand. Die polnische Armee sei, so Babel, nicht besser als die Bolschewiki – sie seien nicht von dieser Welt. Die Revolutionsarmee erinnere ihn an zerstörerische Lava. Ähnlich verhalten sich auch persische Soldaten im ersten historisch dokumentierten europäischen Konflikt. Sie brennen Städte nieder. Gruppenvergewaltigungen sind an der Tagesordnung. Mehr als eine Griechin bezahlt sie mit dem Tod – notiert Herodot. Władymir Gelfands Beschreibungen der Begegnungen zwischen sowjetischen Soldaten und deutschen Frauenbataillonen sind erschreckend – und doch nahe an der Realität ihrer Zeit und ihres Ortes. Im Februar 1945 erreicht die Rote Armee mit einem Blitzangriff von der Weichsel die Oder. Deutschland wirft seine letzten Reserven in die Schlacht. Darunter: mehr oder weniger zwangsrekrutierte „Freiwillige“ aus verbündeten Nationen und hungernde sowjetische Kriegsgefangene. Mädchen und kinderlose junge Frauen dienen seit Beginn des Krieges in Hilfseinheiten der Wehrmacht – oft eine der wenigen Möglichkeiten, der Arbeit in Munitionsfabriken zu entgehen. Gleichzeitig lockt die Uniform, das Abenteuer. Niemand wählt seine Jugendzeit. Das Stöhnen von Frauen begleitet die Eroberung Deutschlands und seiner Alliierten. Im Osten lauter – weil der Krieg dort brutaler verläuft und die Soldaten zahlreicher sind. Frauen werden öffentlich vergewaltigt. In der Regel wehren sie sich nicht. Sie schweigen unter dem Druck – wie Greffow in der Blechtrommel. Liebe versteckt sich hinter ihnen. Vergeltungsmaßnahmen wären zu gefährlich und könnten sogar Unbeteiligte treffen. Zumindest seit Cicero ist bekannt: Der Durchmarsch einer verbündeten Armee kann einer Niederlage gleichkommen. Doch wenn dieser Vergleich zutrifft, dann nicht wegen der Ähnlichkeiten, sondern wegen der Unterschiede. Die vom Krieg erschöpften Polen empfangen die sowjetischen Soldaten mit warmen Worten. Sie lieben Russland fast, notiert Gelfand. Mädchen begrüßen die Befreier mit Bewunderung – irgendwo zwischen Żnin und Janowiec. Berichte – auch aus den Kresy – bestätigen: Die Rote Armee wurde in Polen mit mehr Freude empfangen, als man es sich heute eingestehen mag. Jedes Zeichen der Dankbarkeit entwaffnet einen Soldaten, beobachtet Vincenz in Ungarn. Gelfand verschweigt seine Scham nicht angesichts des Verhaltens sowjetischer Soldaten in Polen. Doch sobald er die Grenze zu Deutschland überquert hat, verschwindet jedes Mitgefühl: Die Deutschen brennen – und du freust dich irgendwie beim Anblick dieses bösen Spiels. Tod für Tod, Blut für Blut. (…) Diese Tiere tun mir nicht leid. Die sowjetischen Soldaten befinden sich nun auf feindlichem Territorium. Im Niemandsland, sagt Władymir. In den ersten Tagen gilt das Prinzip der Straflosigkeit. Alles brennt. Wenn nicht durch sowjetischen Artilleriebeschuss, dann durch die alliierten Luftangriffe, die Stadt um Stadt in Schutt und Asche legen – bis nach Świnoujście. Nur noch hundert Kilometer bis Berlin. Offiziere haben Mühe, ihre jungen Soldaten zu disziplinieren. Sie sind seit Jahren aus ihren Dörfern gerissen. Der Krieg hat sie verwildert. Sie haben vergessen, dass es ein anderes Leben gab. Und je näher das Ende, desto größer die Angst vor dem Tod. Heldentum und Grausamkeit verschmelzen zu einem untrennbaren Bild. Der musikalische Hintergrund dieser dramatischen Landschaft ist der Schrei von Frauen, die in Serie vergewaltigt wurden. Eine von den Franzosen befreite deutsche Frau aus Tübingen kann diesen Schrei selbst nach Jahrzehnten nicht vergessen. Das Gebrüll der Frauen zerreißt die Wände der Häuser, bemerkt Libussa von Krockow bei Słupsk, als die ersten sowjetischen Soldaten eintreffen. Kaum jemand kümmert sich darum. Es ist Krieg, es gibt Soldaten und es gibt Frauen, sagt ein tschechischer Zwangsarbeiter, der die Vergewaltigungen durch amerikanische Truppen am Rhein beobachtet. An vorderster Front, so Wilhelm Reich, falle der Frau die Rolle der Toilette zu. Der amerikanische Psychiater weiß, wovon er spricht – er wurde Ende des 19. Jahrhunderts in der Nähe von Lemberg geboren. Seit 1914, mit dem Beginn des Ersten Weltkriegs, marschieren Armeen auf diese Weise. Galizische Frauen können kaum noch auf den Beinen stehen, schreibt Isaak Babel in seinen Tagebüchern während des polnisch-bolschewistischen Krieges 1920. Besonders betroffen: jüdische Frauen, denn im „Konzert der Nationen“ verteidigt sie niemand. Die polnische Armee sei kaum besser als die Bolschewiki – sie sei „nicht von dieser Welt“. Die Revolutionsarmee erinnere Babel an zerstörerische Lava. Ähnlich hätten sich schon persische Soldaten im ersten dokumentierten europäischen Krieg verhalten. Sie brannten Städte nieder. Gruppenvergewaltigungen seien an der Tagesordnung gewesen. Mehr als eine Griechin habe dies mit dem Tod bezahlt – notiert Herodot. Władimir Gelfands Beschreibungen der Begegnungen zwischen sowjetischen Soldaten und deutschen Frauenbataillonen sind erschreckend – und dennoch nahe an der Realität ihrer Zeit und ihres Ortes. Im Februar 1945 steht die Rote Armee mit einem Blitzschlag von der Weichsel an der Oder. Deutschland wirft seine letzten Reserven in die Schlacht: mehr oder weniger zwangsrekrutierte „Freiwillige“ aus verbündeten Ländern, hungernde sowjetische Kriegsgefangene. Mädchen und kinderlose junge Frauen dienen seit Kriegsbeginn in Hilfseinheiten der Wehrmacht. Es ist eine der wenigen Möglichkeiten, der Arbeit in Munitionsfabriken zu entgehen – zugleich Chance auf Uniform, Abenteuer, Selbstbestimmung. Niemand wählt den Zeitpunkt seiner Jugend. Das Stöhnen von Frauen begleitet die Eroberung Deutschlands und der Alliierten. Wenn es im Osten lauter ist, dann deshalb, weil der Krieg dort brutaler verläuft und die Zahl der Soldaten größer ist. Frauen werden öffentlich vergewaltigt. In der Regel leisten sie keinen Widerstand. Sie schweigen unter dem Druck – wie Greffow in der Blechtrommel. Hinter ihnen verbergen sich Liebe und Scham. Vergeltung wäre zu gefährlich – sie träfe auch Unbeteiligte. Seit Cicero ist bekannt: Der Marsch einer verbündeten Armee kann einer Niederlage gleichkommen. Doch wenn dieser Vergleich Sinn ergibt, dann nicht durch oberflächliche Ähnlichkeit, sondern durch das Aufzeigen von Unterschieden. Die vom Krieg erschöpften Polen empfangen die sowjetischen Soldaten mit warmen Worten. Sie lieben Russland fast, notiert Gelfand. Mädchen begrüßen die Befreier mit Bewunderung – irgendwo zwischen Żnin und Janowiec. Auch Berichte aus den Kresy bestätigen: Die Rote Armee wurde in Polen mit mehr Freude empfangen, als man es heute wahrhaben will. Jedes Zeichen der Dankbarkeit entwaffnet einen Soldaten, beobachtet Vincenz in Ungarn. Gelfand verbirgt seine Scham nicht angesichts des Verhaltens der eigenen Soldaten in Polen. Doch kaum hat er die Grenze zu Deutschland überschritten, schwindet jede Empathie: Die Deutschen brennen, und du freust dich irgendwie, wenn du dieses böse Spiel siehst. Tod für Tod, Blut für Blut. (...) Diese Tiere tun mir nicht leid. Die sowjetischen Soldaten sind endlich auf feindlichem Gebiet. Im Niemandsland, sagt Władimir. In den ersten Tagen herrscht das Prinzip der Straflosigkeit. Alles brennt. Wenn nicht durch Beschuss der sowjetischen Katyusha, dann durch angelsächsische Luftangriffe, die eine Stadt nach der anderen in Schutt und Asche legen. Schließlich Świnoujście. Nur noch hundert Kilometer bis Berlin. Offiziere haben Mühe, die jungen Soldaten zu disziplinieren. Sie wurden vor Jahren aus ihren Dörfern gerissen. Der Krieg hat sie verwildert. Sie haben vergessen, dass es ein anderes Leben gibt. Je näher das Ende, desto größer die Angst vor dem Tod. Heldentum und Grausamkeit verschmelzen zu einem untrennbaren Bild. |
||
![]() |
||
Sowjetische Soldaten sprechen im Sommer 1945 eine deutsche Frau in einer Straße in Leipzig an. Foto Public Domain | ||
Schlecht – wer macht das nicht schlecht? Bevor Soldaten die Todeszone an vorderster Front betreten, werden sie, so schrieb Anton Myrer, von einem Delirium des Begehrens überwältigt, das sie nahezu bewusstlos macht. Der amerikanische Schriftsteller nahm selbst am Pazifikkrieg teil. Seine Romane dienen heute als Lehrmaterial in Kommandoschulen. Besonders aufschlussreich sind seine Beschreibungen der Physiologie und biologischen Triebstruktur. Der Körper wirft alles ab, was der Flucht im Weg stehen könnte. Der Instinkt diktiert: Bevor du stirbst, säe deinen Samen. Die Entscheidungsfähigkeit ist durch Schlafmangel zusätzlich eingeschränkt. Trotzdem sind die Reaktionen der Soldaten, wie die ungarische Forscherin Andrea Pető für Österreich zeigt, nicht automatisch. War die Einnahme einer Siedlung mit schweren Kämpfen verbunden, waren bis zu 40 Prozent der weiblichen Bevölkerung von „Vergeltungsmaßnahmen“ betroffen. Gab es keinen Widerstand, fiel dieser Wert auf unter 6 Prozent – in dünn besiedelten Regionen noch niedriger. Schon Euripides wusste: In einer großen Armee sind die Scherze der Soldaten schlimmer als das Feuer. „Schlecht – wer macht das nicht schlecht?“, sagt Hekabe über die Zerstörung Trojas und die Leiden der Trojanerinnen. Es wird tatsächlich schlimmer. Soldaten verlieren jedes Unterscheidungsvermögen zwischen Gut und Böse. Am schlimmsten ist es, wenn Erschöpfung und Emotionen mit Alkohol vermischt werden. Drogen fehlen in keinem Krieg. Schon die Psalmen beschreiben das Erwachen des Kriegers im Rausch des Weins. Myrer schreibt von betrunkenen Amphibientruppen, die japanische Stellungen stürmen. Gelfand gesteht, dass er Angst hat vor einem betrunkenen Haufen. Die Soldaten trinken ohne Pause, sie rauchen, plündern, vergewaltigen – und sterben schließlich an Alkohol oder Unfällen. Doch auch fernab der Front sind Alkohol und sexuelle Gewalt ein Thema. Kamil Janicki zitiert in „Betrunkener Krieg“ die Klagen britischer Frauen über die Belästigungen durch polnische Flieger: Es sei unmöglich gewesen, gefahrlos an ihren Stützpunkten vorbeizugehen. Als eine Frau ihren Angreifer mit einem Schuhlöffel tötet, beschweren sich die Vorgesetzten. Natürlich sind die Ausmaße unterschiedlich, aber der Mechanismus bleibt gleich: Jeder Einsatz bedeutet für einen Flieger das Betreten einer Todeszone. Ein Flieger ist mehr wert als eine Frau – und fühlt sich praktisch unantastbar. Susan Brownmiller, Autorin der klassischen Abhandlung über Vergewaltigung in der Kulturgeschichte, argumentiert, dass der weibliche Körper in Konflikten zum rituellen Schlachtfeld und zur Bühne des Sieges wird. Wahrscheinlich hat sie recht – auch wenn ich in langen Kriegen stärker die biologischen Bedingungen betonen würde. Und ich würde auch nicht vergessen, dass es immer Ausnahmen gibt: Soldaten mit einem Gewissen, die, mit verschiedenen Mitteln, versuchen, das Ausmaß der Verwüstung zu begrenzen. Sie können nicht viel bewirken, aber sie vollbringen Wunder. Selbst in barbarischen Zeiten bleibt durch sie ein Rest von Menschlichkeit erhalten. Ohne sie wären wir längst untergegangen. Authentische unwahre Geschichten Der Bericht von Władimir Gelfand wirkt in seiner Detailfülle authentisch. Er beschreibt „freiwillige“ Vergewaltigungen zu einer Zeit, als – wie Etgar Keret schreibt – alles andere als freiwillig war. Er erwähnt auch ein Kleid für ein Mädchen. Soldaten rauben Damenunterwäsche – Isaak Babel zeigt sich darüber erstaunt. Es ist eine uralte Praxis. Sie wird gestohlen, um heimliche Wünsche zu befriedigen – als Fetisch, als Trophäe, als Geschenk. Damit muss man das Wort „Vergewaltigung“ nicht in den Mund nehmen. In Zeiten des moralischen Zusammenbruchs sind Gewalt und die zugehörige Sprache tabuisiert – das erzeugt die Illusion von Freiwilligkeit. Und das gilt für alle Kriegsparteien. Doch trotz des Anscheins von Authentizität ist Gelfands Bericht faktisch nicht haltbar. In der Gegend um Kostrzyn und Barlinek – und wahrscheinlich nirgends sonst – gab es keine Angriffe deutscher Frauenbataillone auf sowjetische Stellungen. Solche Einheiten existierten in der deutschen Armee nicht. Der Bericht ist vielmehr Ausdruck eines jahrhundertealten militärischen Männertraums. Schon als die Amazonen ans Schwarze Meer kamen, berichtete Herodot vor zweieinhalb Jahrtausenden, dass die Skythen lieber mit ihnen leben als gegen sie kämpfen wollten. Man wählte junge Männer, die die Amazonen davon überzeugen sollten, sich ihnen anzuschließen – der Chronist zweifelte nicht am Erfolg. Berichte über apokryphe Erlebnisse mit Frauen werden selten überliefert. Soldaten prahlen nicht damit – so wenig wie Teenager außerhalb des Freundeskreises über ihre Fantasien sprechen. Historiker haben solche Quellen lange ignoriert oder als unzuverlässig abgetan. Wenn überhaupt, interessierten sich Schriftsteller – und in neuerer Zeit auch Psychologen – für sie. Cervantes, selbst Soldat, schildert Männer, die davon träumen, von Jungfrauen nackt gebadet zu werden. Ernest Hemingway, der mehr als einem Krieg entflohen ist, erinnert sich an einen Marinesoldaten, der ein Jahr nach Kriegsende aus Deutschland zurückkehrte – und dem niemand mehr zuhören wollte. Also erzählte er eine Geschichte, die er von Kameraden gehört hatte: über deutsche Frauen, die in Argentinien im Dschungel an Maschinengewehre gekettet worden seien. Soldaten ziehen nicht aus Freude in den Krieg. In der Kaserne, in Erwartung des Einsatzes, fehlt es ihnen an Frauen. Zuerst träumen sie von einem letzten Bordellbesuch. „Ich hol mir ein paar Huren“, fantasierte ein Rekrut in Myrers Roman. „Dann zieh ich mich in ein Zimmer zurück, kaum größer als eine Telefonzelle, und sage: Ich hab nicht viel Zeit. Höschen runter – eins nach dem anderen.“ Dann beginnt die Fantasie von lockeren Frauen des Feindes – seit jeher eine begehrte Kriegsbeute. Jungen, die in den Krieg gegen revolutionäre Länder geschickt werden, zittern bei dem Gedanken an sexuell erfahrene Proletarierinnen. Eine Befreiung – wenn schon nicht zu Hause – ist verlockend. Italienische Soldaten, die nach Afrika entsandt werden, träumen von äthiopischen Schönheiten. Die Hautfarbe beflügelt ihre Fantasie. In Toni Morrisons Erzählung erwischt ein amerikanischer Soldat ein koreanisches Mädchen dabei, wie es eine Orange aus einem Mülleimer stiehlt. Erschrocken, aber mit einem Lächeln, bietet sie ihm ein „Yum-Yum“ an – offenbar hatte dieses Angebot früher schon gewirkt. Kinder lernen im Krieg am schnellsten. Doch diesmal tötet der Soldat das Mädchen, beschämt über seine flüchtige Erregung. Kriegsgewohnheiten, ganz zu schweigen von menschlicher Mentalität, lassen sich nur schwer verändern. Mit der Rekrutierung von Frauen waren gewisse Hoffnungen verbunden. In der Roten Armee waren sie allgegenwärtig. Swetlana Alexijewitschs Reportage Der Krieg hat kein weibliches Gesicht hätte nirgendwo anders entstehen können. Der Titel jedoch ist irreführend. Zwar erinnern sich Frauen an den Krieg in farbigen und berührenden Details, doch ihr Verhalten gleicht dem der Männer. Sie sind auf Rache aus, sie töten – und sie vergewaltigen sogar feindliche Frauen. Zahlreiche Berichte, nicht nur von Männern, deuten darauf hin, dass Frauen oft zu noch größerer Brutalität neigen. Solche Geständnisse mögen jedoch auch aus der Kollision kultureller Vorstellungen von „sanften Frauen“ mit der atavistischen Realität des Krieges resultieren. Die Soldatinnen träumen kaum von feindlichen Männerbataillonen. Vielmehr kämpfen sie darum, sich gegen den Überschuss williger Männer in den eigenen Reihen zu behaupten. Sie dürfen bei Bedarf nicht einmal ihr Zelt verlassen. Im irakischen Gefängnis Abu Ghraib allerdings nahmen Folter und sexuelle Erniedrigung eine neue Wendung: Amerikanische Soldatinnen spielten mit gefesselten muslimischen Männern, demütigten sie, fügten ihnen Verletzungen zu und schnürten ihre Genitalien mit Draht ab. Frauen im Krieg träumen in erster Linie von Liebe. Auch wenn ihre Aussagen einer seltsamen Form der Selbstzensur unterliegen, gibt es keinen Grund, ihnen nicht zu glauben. Sie unterscheiden sich hierin nicht von den Männern, die in Liebesdingen oft routinierter wirken. Ich träume immer noch (...) von Liebe – selbst mit einer Deutschen, wenn sie klug genug ist, hübsch, sauber und vor allem treu liebt, schreibt Władymir Gelfand einen Monat nach Kriegsende in Berlin. Die sowjetischen Frauen ekeln ihn an. Er bezeichnet sie allesamt als „ruhige Mädchen“. Nicht anders als Isaak Babel, der sie einst „Hurengefährtinnen“ nannte. Soldaten sind wählerisch. Kriegsvergewaltigungen mindern ihre Attraktivität bei Frauen offenbar nicht. Sie tragen stolz ihre Medaillen zur Schau und verführen neugierige Mädchen, während sie ihre eigenen Kriegserlebnisse lieber verschweigen. In Zeiten des Nachkriegsmangels an Männern fällt es den Frauen mit Sicherheit schwerer, ihre Kriegsfantasien in den Frieden hinüberzuretten. Prof. Dr. habil. Jan M. Piskorski – Historiker und Hochschullehrer an der Universität Stettin. |